Hej Kochane :)
Maka była dla mnie takim zupełnie
nieprzemyślanym zakupem przy okazji zamawiania innych kosmetyków w
internetowym sklepie. Wpadła mi w oko przy przeglądaniu aktualnych
promocji, a że nie kosztowała wiele, bo tylko około 10zł od razu
wylądowała w wirtualnym koszyku. Bardzo szybko też po otrzymaniu
paczuszki z moimi zakupami zabrałam się za testy.
Przyznam się, że
moje zamiłowanie do różnych wcierek i masek na skalp zaczyna już
przypominać uzależnienie. Kto śledzi uważnie blog, wie, że
zmagam się z wypadaniem włosów na tle hormonalnym, a to paskudnie
trudny przeciwnik w walce o ładne włosy. Dlatego żeby cokolwiek na
głowie zachować ciągle się czymś wspomagam również
zewnętrznie.
Maka, którą ja posiadam zapakowana jest w kartonik i
folię. Po otwarciu zdecydowanie potrzebujemy mieć przygotowane
pudełeczko do przesypania produktu, lub klamrę do szczelnego
zamknięcia torebki.
Maka jest w formie baaardzo drobnego proszku.
Drobinki są tak małe, że produkt bardzo pyli nie tylko przy
przesypywaniu, ale nawet przy przekładaniu łyżeczką.
Ma bardzo
przyjemny w moim odczuciu herbaciany zapach, który nie utrzymuje się
długo na włosach. Po zmieszaniu z wodą zmienia się w bardzo
jedwabistą masę. Takie błotko nakładamy na ok. 40 minut, masujemy
i spłukujemy.
Miałam początkowo problem z nakładaniem produktu.
Robiłam papkę zgodnie z przepisem na opakowaniu i wprost niemożliwe
w moim przypadku było nałożenie tak gęstego błotka na skalp przy
mokrych włosach, bez wyrwania połowy z nic, albo bez spędzenia
przy tym kilku godzin. Dlatego zaczęłam robić rzadszą wersję
którą dałam radę polać sobie głowę. Ten sposób nakładania
sprawdził się bardzo dobrze. Miałam produkt rozprowadzony w miarę
równo i mogłam wykonać masaż bez wyrywania mokrych włosów. Przy
stosowaniu Maki trzeba uważać na ubrania, bo wprawdzie nie plami,
ale trochę brudzi i nie radziłabym używać jej rano przed
wyjściem, po kąpieli, bo często znajdowałam u siebie po niej
jakieś smużki błota na szyi, a to mogłoby zdziwić otoczenie :D
Ze spłukaniem jej z umywalki, czy
wanny nie ma żadnych problemów, z włosów też wypłukuje się
łatwo nie zostawiając na nich żadnych resztek.
Moje włosy nie lubią się ogólnie z
ziołami, kilka jako tako znoszą, ale z Maką było wybitnie im nie
po drodze, po kilku użyciach zrobiły się suche i nie chciały
kompletnie dać się rozczesać, pomimo używania odżywek i
silikonowego serum. Miałam takie małe supełki we włosach, które
dosłownie się rwały. Po porządnym nawilżaniu maską i olejowaniu
ten efekt mijał, ale nie chciałam go powtarzać, bo uszkodzenia
włosów przy czesaniu po stosowaniu tego produktu były naprawdę
solidne. Dlatego zaczęłam stosować mój sposób na takie zioła,
czyli nakładać przed stosowaniem maki maskę na długość włosów,
tak żeby zminimalizować jej kontakt z włosami i stosować tylko
na skalp. Tak było już lepiej, chociaż przy innych ziołach ten
sposób sprawdza się w 100%, a tutaj i tak miałam lekko suszone i
splątane końce.
Co do działania na skalp i czy warto
było tak się „męczyć” z produktem, to jednym słowem: w moim
przypadku nie. Producent obiecuje sporo, ale ja niestety nie
zauważyłam żadnych efektów (poza wysuszaniem włosów), pomimo
naprawdę regularnego stosowania. Skalp wbrew obietnicom nie był
jakoś wyjątkowo czysty, do tego przyplątał mi się w połowie
okresu stosowania jakiś lekki łupież, a nie zmieniłam w tym
okresie żadnych innych kosmetyków. Nie zauważyłam też żadnego
wzmocnienia włosów. Na plus mogę zaliczyć wydajność produktu,
bo spodziewałam się, że takie małe opakowanie skończy mi się
błyskawicznie szybko, a tymczasem jest bardzo wydajne. Trochę się
zawiodłam, ale oczywiście nie wykluczam, że znajdą się osoby, u
których ten produkt sprawdzi się świetnie, bo to bez wątpienia
kwestia bardzo indywidualna. Ja jednak jestem zawsze z Wami w 100%
szczera, co do moich subiektywnych odczuć i nie będę ukrywać, że
się trochę zawiodłam na tym kosmetyku.
Chyba nie miałabym cierpliwości do tego.
OdpowiedzUsuńCena kusząca a tu taki klops :/
OdpowiedzUsuńchyba bym zwariowała jakbym miała to co chwila rozrabiać...
OdpowiedzUsuńoj nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się nie sprawdziła ...
OdpowiedzUsuńJak pisałam na fb, czekałam na tę recenzję i cieszę się, że przy okazji ostatnich zakupów jednak zdecydowałam się na glinki... Nie dla mnie to. Już się namęczyłam ostatnio.
OdpowiedzUsuńMoje włosy też nie przepadają za ziołami więc raczej nie dla mnie
OdpowiedzUsuńPodobnie było u mnie z amlą w proszku. Dużo "zabawy", a efekty żadne :/
OdpowiedzUsuńI moje włosy nie lubią ziół. Nie wiem, z czego to wynika... Po ten produkt raczej więc nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńNo właśnie mam podobnie z używaniem tego typu produktów, włosy robią się nie miłosiernie tępe, suche do tego aby to wypłukać trzeba czasu, litrów wody i kupy wyrwanych włosów :(
OdpowiedzUsuńMoże nasze "europejskie " włosy są inne ? I dlatego tego typu produkty nie działają i nie służą nam ?
Pozdrawiam
Nie stosowałam nigdy masek ziołowych jedynie szampon i mogę go stosować góra raz w tyg inaczej włosy są przesuszone:)
OdpowiedzUsuńJa mam teraz Kalpi Tone z tej samej serii. Planuję zacząć stosować regularnie, bo niestety zmagam się z tym, co Ty - wypadaniem na tle hormonalnym :(
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej masce ;] może jeszcze dłużej trzeba by ją stosować żeby widzieć efekty...? Grunt, że przetestowana i wiesz jak działa na Twoje włosy ;)
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie! Nazywam się Kamila i prowadzę bloga poświęconego grafice komputerowej. Może zachciałabyś zajrzeć, pozostawić komentarz lub zaaobserować? Chętnie odwdzięczę się tym samym :) http://only-4-art.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o takiej formie maski i chyba nie skusi mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Pierwszy raz widzę tę maskę :D
OdpowiedzUsuńJa niby uważam że takie sproszkowane kosmetyki są dobre, bo wiadomo, nie ma konserwantów i tego wszystkiego, ale jak czytam to, to podziwiam Cię, że wymyśliłaś tyle sposobów na usprawnienie tego...Lubię mieć maski z glinki do twarzy, rozrabiać je wodą, ale wcieranie tego w głowę to nie na moje nerwy :P
OdpowiedzUsuńFakt- wyjscie na ulicę z błotem na szyi wzbudziłoby ciekawość ;) Ja nie mam cierpliwości do takich kosmetyków;)
OdpowiedzUsuńJa ogólnie nie używam wcierek, ani innych specyfików na skalp, więc pewnie na ten "wynalazek" nie zwróciłabym nigdy uwagi ;) Szkoda jednak, że w Twoim przypadku nie przyniosła oczekiwanych efektów.
OdpowiedzUsuńDużo dobrego na Nowy Rok! :*
Szkoda, że tak rozczarowała. Na pewno się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji stosować takiej maski, ale raczej mnie nie zachęca, szkoda że się nie sprawdziła.
OdpowiedzUsuńTeż mam jakieś błotko z Hesh do włosów ale nie pamiętam wersji.
OdpowiedzUsuńNigdy jej nie widziałam, wygląda całkiem przyjemnie. :-)
OdpowiedzUsuńNigdy jej nie widziałam, ale raczej nie skuszę się ze względu na brak działania jak i kłopotliwośc stosowania.
OdpowiedzUsuńnie dla mnie hehhe ojjj
OdpowiedzUsuńZapraszam na bloga
szkoda, ze sie nie sprawdzilo, ale trzeba probowac, zeby znalezc swoj ideal ;)
OdpowiedzUsuńMiałam z tej marki maskę, ale inną i nie byłam zadowolona z procesu jej tworzenia i ogólnie efektów 0;)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz tą maskę widzę -szkoda, że się nie sprawdziła.
OdpowiedzUsuńOoo szkoda ze się nie sprawdziła, ale osobiście wolę maski w kremie, proszki mnie nie przekonują.
OdpowiedzUsuńMojej skórze dużo nie brakuje żeby uzyskać łupież więc mówię pas...
OdpowiedzUsuńbardzo rzadko stosuję maski, bo z reguły mam po nich przeciążone włosy, wystarczają mi odżywki :)
OdpowiedzUsuńnie znam ale po Twojej opinii raczej jej nie kupię...
OdpowiedzUsuńz pewnością po nią nie sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńA brzmiało zachęcająco
OdpowiedzUsuńtrochę dużo z nią zabawy :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę :) i chyba dobrze, że pierwszy :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa ta maseczka, choć obecnie pewnie rzadko chciałoby mi się ją stosować, trochę tu zachodu.
OdpowiedzUsuńVielen Dank für die Informationen sehr nützlich, und den Erfolg unserer Grüße unabhängigen Indonesien
OdpowiedzUsuńJa wszystko robię w biegu, więc stawiam na gotowe kosmetyki.
OdpowiedzUsuńTo widzę, że podobnie się nakłada jak henna, którą stosuję od lat, z tym, że po hennie rzeczywiście skalp robi się idealny, a ja często mam podrażniony, z łuszczącą się skórą (tak mi się dzieje po większości szamponów - ostatnio Neobio mi popasował).
OdpowiedzUsuńDla mnie tez nie :/
OdpowiedzUsuńNie dla mnie, bo zwyczajnie brakuje mi czasu..;)Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNie dla mnie, bo zwyczajnie brakuje mi czasu..;)Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJakoś nie do końca za mną przemawia ;/
OdpowiedzUsuńJa z kolei chyba nigdy nie stosowałam nic typowo do skory głowy. Szkoda, że tak wyszło.
OdpowiedzUsuńRaz w życiu kupiłam sobie taką maskę do robienia i myślałam, że zwariuję spłukując to błotko... Od tego czasu obiecałam sobie, że więcej już takich nie kupię, chociaż ta mnie trochę kusi :/
OdpowiedzUsuńojeju błoto na 40 min, nie bardzo ;/ juz wole sylikon
OdpowiedzUsuńMiałam, w ogóle lubię te ajurwedysjkie czy indyjskie kosmetyki ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna maska! :)
OdpowiedzUsuńoj chyba nie dla mnie ale ciekawa jest...
OdpowiedzUsuńbrzmi bardzo interesujaco i pewnie bym wyprobowala z ciekawosci ;)
OdpowiedzUsuńjakoś robienie samemu maski z proszku to nie dla mnie
OdpowiedzUsuńnigdy o niej nie słyszałam ;-)
OdpowiedzUsuń