3 stycznia 2016

Hesh: Maska do włosów Maka



 Hej Kochane :)

Maka była dla mnie takim zupełnie nieprzemyślanym zakupem przy okazji zamawiania innych kosmetyków w internetowym sklepie. Wpadła mi w oko przy przeglądaniu aktualnych promocji, a że nie kosztowała wiele, bo tylko około 10zł od razu wylądowała w wirtualnym koszyku. Bardzo szybko też po otrzymaniu paczuszki z moimi zakupami zabrałam się za testy. 

Przyznam się, że moje zamiłowanie do różnych wcierek i masek na skalp zaczyna już przypominać uzależnienie. Kto śledzi uważnie blog, wie, że zmagam się z wypadaniem włosów na tle hormonalnym, a to paskudnie trudny przeciwnik w walce o ładne włosy. Dlatego żeby cokolwiek na głowie zachować ciągle się czymś wspomagam również zewnętrznie. 

Maka, którą ja posiadam zapakowana jest w kartonik i folię. Po otwarciu zdecydowanie potrzebujemy mieć przygotowane pudełeczko do przesypania produktu, lub klamrę do szczelnego zamknięcia torebki. 

 

Maka jest w formie baaardzo drobnego proszku. Drobinki są tak małe, że produkt bardzo pyli nie tylko przy przesypywaniu, ale nawet przy przekładaniu łyżeczką. 

Ma bardzo przyjemny w moim odczuciu herbaciany zapach, który nie utrzymuje się długo na włosach. Po zmieszaniu z wodą zmienia się w bardzo jedwabistą masę. Takie błotko nakładamy na ok. 40 minut, masujemy i spłukujemy. 

Miałam początkowo problem z nakładaniem produktu. Robiłam papkę zgodnie z przepisem na opakowaniu i wprost niemożliwe w moim przypadku było nałożenie tak gęstego błotka na skalp przy mokrych włosach, bez wyrwania połowy z nic, albo bez spędzenia przy tym kilku godzin. Dlatego zaczęłam robić rzadszą wersję którą dałam radę polać sobie głowę. Ten sposób nakładania sprawdził się bardzo dobrze. Miałam produkt rozprowadzony w miarę równo i mogłam wykonać masaż bez wyrywania mokrych włosów. Przy stosowaniu Maki trzeba uważać na ubrania, bo wprawdzie nie plami, ale trochę brudzi i nie radziłabym używać jej rano przed wyjściem, po kąpieli, bo często znajdowałam u siebie po niej jakieś smużki błota na szyi, a to mogłoby zdziwić otoczenie :D
Ze spłukaniem jej z umywalki, czy wanny nie ma żadnych problemów, z włosów też wypłukuje się łatwo nie zostawiając na nich żadnych resztek.

 

Moje włosy nie lubią się ogólnie z ziołami, kilka jako tako znoszą, ale z Maką było wybitnie im nie po drodze, po kilku użyciach zrobiły się suche i nie chciały kompletnie dać się rozczesać, pomimo używania odżywek i silikonowego serum. Miałam takie małe supełki we włosach, które dosłownie się rwały. Po porządnym nawilżaniu maską i olejowaniu ten efekt mijał, ale nie chciałam go powtarzać, bo uszkodzenia włosów przy czesaniu po stosowaniu tego produktu były naprawdę solidne. Dlatego zaczęłam stosować mój sposób na takie zioła, czyli nakładać przed stosowaniem maki maskę na długość włosów, tak żeby zminimalizować jej kontakt z włosami i stosować tylko na skalp. Tak było już lepiej, chociaż przy innych ziołach ten sposób sprawdza się w 100%, a tutaj i tak miałam lekko suszone i splątane końce. 

Co do działania na skalp i czy warto było tak się „męczyć” z produktem, to jednym słowem: w moim przypadku nie. Producent obiecuje sporo, ale ja niestety nie zauważyłam żadnych efektów (poza wysuszaniem włosów), pomimo naprawdę regularnego stosowania. Skalp wbrew obietnicom nie był jakoś wyjątkowo czysty, do tego przyplątał mi się w połowie okresu stosowania jakiś lekki łupież, a nie zmieniłam w tym okresie żadnych innych kosmetyków. Nie zauważyłam też żadnego wzmocnienia włosów. Na plus mogę zaliczyć wydajność produktu, bo spodziewałam się, że takie małe opakowanie skończy mi się błyskawicznie szybko, a tymczasem jest bardzo wydajne. Trochę się zawiodłam, ale oczywiście nie wykluczam, że znajdą się osoby, u których ten produkt sprawdzi się świetnie, bo to bez wątpienia kwestia bardzo indywidualna. Ja jednak jestem zawsze z Wami w 100% szczera, co do moich subiektywnych odczuć i nie będę ukrywać, że się trochę zawiodłam na tym kosmetyku.

53 komentarze:

  1. Chyba nie miałabym cierpliwości do tego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cena kusząca a tu taki klops :/

    OdpowiedzUsuń
  3. chyba bym zwariowała jakbym miała to co chwila rozrabiać...

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że się nie sprawdziła ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak pisałam na fb, czekałam na tę recenzję i cieszę się, że przy okazji ostatnich zakupów jednak zdecydowałam się na glinki... Nie dla mnie to. Już się namęczyłam ostatnio.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje włosy też nie przepadają za ziołami więc raczej nie dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  7. Podobnie było u mnie z amlą w proszku. Dużo "zabawy", a efekty żadne :/

    OdpowiedzUsuń
  8. I moje włosy nie lubią ziół. Nie wiem, z czego to wynika... Po ten produkt raczej więc nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  9. No właśnie mam podobnie z używaniem tego typu produktów, włosy robią się nie miłosiernie tępe, suche do tego aby to wypłukać trzeba czasu, litrów wody i kupy wyrwanych włosów :(

    Może nasze "europejskie " włosy są inne ? I dlatego tego typu produkty nie działają i nie służą nam ?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie stosowałam nigdy masek ziołowych jedynie szampon i mogę go stosować góra raz w tyg inaczej włosy są przesuszone:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja mam teraz Kalpi Tone z tej samej serii. Planuję zacząć stosować regularnie, bo niestety zmagam się z tym, co Ty - wypadaniem na tle hormonalnym :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie słyszałam o tej masce ;] może jeszcze dłużej trzeba by ją stosować żeby widzieć efekty...? Grunt, że przetestowana i wiesz jak działa na Twoje włosy ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam serdecznie! Nazywam się Kamila i prowadzę bloga poświęconego grafice komputerowej. Może zachciałabyś zajrzeć, pozostawić komentarz lub zaaobserować? Chętnie odwdzięczę się tym samym :) http://only-4-art.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie słyszałam o takiej formie maski i chyba nie skusi mnie.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja niby uważam że takie sproszkowane kosmetyki są dobre, bo wiadomo, nie ma konserwantów i tego wszystkiego, ale jak czytam to, to podziwiam Cię, że wymyśliłaś tyle sposobów na usprawnienie tego...Lubię mieć maski z glinki do twarzy, rozrabiać je wodą, ale wcieranie tego w głowę to nie na moje nerwy :P

    OdpowiedzUsuń
  16. Fakt- wyjscie na ulicę z błotem na szyi wzbudziłoby ciekawość ;) Ja nie mam cierpliwości do takich kosmetyków;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja ogólnie nie używam wcierek, ani innych specyfików na skalp, więc pewnie na ten "wynalazek" nie zwróciłabym nigdy uwagi ;) Szkoda jednak, że w Twoim przypadku nie przyniosła oczekiwanych efektów.

    Dużo dobrego na Nowy Rok! :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Szkoda, że tak rozczarowała. Na pewno się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie miałam okazji stosować takiej maski, ale raczej mnie nie zachęca, szkoda że się nie sprawdziła.

    OdpowiedzUsuń
  20. Też mam jakieś błotko z Hesh do włosów ale nie pamiętam wersji.

    OdpowiedzUsuń
  21. Nigdy jej nie widziałam, wygląda całkiem przyjemnie. :-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Nigdy jej nie widziałam, ale raczej nie skuszę się ze względu na brak działania jak i kłopotliwośc stosowania.

    OdpowiedzUsuń
  23. szkoda, ze sie nie sprawdzilo, ale trzeba probowac, zeby znalezc swoj ideal ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Miałam z tej marki maskę, ale inną i nie byłam zadowolona z procesu jej tworzenia i ogólnie efektów 0;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Pierwszy raz tą maskę widzę -szkoda, że się nie sprawdziła.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ooo szkoda ze się nie sprawdziła, ale osobiście wolę maski w kremie, proszki mnie nie przekonują.

    OdpowiedzUsuń
  27. Mojej skórze dużo nie brakuje żeby uzyskać łupież więc mówię pas...

    OdpowiedzUsuń
  28. bardzo rzadko stosuję maski, bo z reguły mam po nich przeciążone włosy, wystarczają mi odżywki :)

    OdpowiedzUsuń
  29. nie znam ale po Twojej opinii raczej jej nie kupię...

    OdpowiedzUsuń
  30. z pewnością po nią nie sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Pierwszy raz widzę :) i chyba dobrze, że pierwszy :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Bardzo ciekawa ta maseczka, choć obecnie pewnie rzadko chciałoby mi się ją stosować, trochę tu zachodu.

    OdpowiedzUsuń
  33. Vielen Dank für die Informationen sehr nützlich, und den Erfolg unserer Grüße unabhängigen Indonesien

    OdpowiedzUsuń
  34. Ja wszystko robię w biegu, więc stawiam na gotowe kosmetyki.

    OdpowiedzUsuń
  35. To widzę, że podobnie się nakłada jak henna, którą stosuję od lat, z tym, że po hennie rzeczywiście skalp robi się idealny, a ja często mam podrażniony, z łuszczącą się skórą (tak mi się dzieje po większości szamponów - ostatnio Neobio mi popasował).

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie dla mnie, bo zwyczajnie brakuje mi czasu..;)Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  37. Nie dla mnie, bo zwyczajnie brakuje mi czasu..;)Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  38. Jakoś nie do końca za mną przemawia ;/

    OdpowiedzUsuń
  39. Ja z kolei chyba nigdy nie stosowałam nic typowo do skory głowy. Szkoda, że tak wyszło.

    OdpowiedzUsuń
  40. Raz w życiu kupiłam sobie taką maskę do robienia i myślałam, że zwariuję spłukując to błotko... Od tego czasu obiecałam sobie, że więcej już takich nie kupię, chociaż ta mnie trochę kusi :/

    OdpowiedzUsuń
  41. ojeju błoto na 40 min, nie bardzo ;/ juz wole sylikon

    OdpowiedzUsuń
  42. Miałam, w ogóle lubię te ajurwedysjkie czy indyjskie kosmetyki ;)

    OdpowiedzUsuń
  43. oj chyba nie dla mnie ale ciekawa jest...

    OdpowiedzUsuń
  44. brzmi bardzo interesujaco i pewnie bym wyprobowala z ciekawosci ;)

    OdpowiedzUsuń
  45. jakoś robienie samemu maski z proszku to nie dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  46. nigdy o niej nie słyszałam ;-)

    OdpowiedzUsuń

link

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Follow this blog with bloglovin

Follow on Bloglovin